sobota, 20 sierpnia 2011

Śladami wódki Baczewski. Krótki przewodnik po jednym z lwowskich symboli.


Wódka Baczewski, kto nie słyszał ten nie wie, kto słyszał, od razy myśli - Lwów. Gdy w roku 1782 w w Wybranówce pod Lwowem powstała ta właśnie fabryka wódek i likierów, nikt pewnie nie myślał, że odegra taką, a nie inną rolę pośród wielu przecież wytwórni mocnych trunków i na trwałe wpisze się w pamięć i serca ludzi. Stąd pewnie tytuły "legendarna", "sławna", które możemy dostrzec w nagłówkach prasowych skrupulatnie odnotowujących tegoroczny powrót Baczewskiej na polski rynek.

Zdjęcie TPL!



Finezyjne butelki i karafki, znak firmowy Baczewskiej / Ze zbiorów NAC

Przez lata powojenne, aż do dziś nad Beczewską rozpostarta jest aura trochę tajemniczości, trochę sentymentu za dawnym, wielokulturowym Lwowem i trochę tęsknoty za utraconym czymś, czego smak możemy poczuć czytając lwowskie wspomnienia Lema czy Parandowskiego. W "Wysokim Zamku" futurolog, pisarz i filozof tak wspomina Baczewską "Park Stryjski miał topografię zawiłą — jak również wspaniałe sąsiedztwo wystawowego terenu Targów Wschodnich. Zimą i latem królowała nad nim wieża Baczewskiego, czworoboczna, cała obłożona rzędami kolorowych pełnych butelek. Byłem ciekaw, czy tam jest prawdziwy likier, czy tylko kolorowa woda, ale nikt tego nie wiedział". Pamięć o Baczewskiej to jednak nie wspomnienia pisarzy, a zwykłych lwowiaków, którzy po wysiedleniach, tragediach wojennych, nieśli razem ze skromnym dobytkiem wspomnienia, które nie opadły jak kurz, a są często przekazywane kolejnym pokoleniom.


Kaplica Baczewskich na cmentarzu Łyczakowskim / Zdjęcie TPL!


Nowa karafka przed starą fabryką / Zdjęcie TPL!

Sukcesu Baczewskiej nie był by zapewne tak spektakularny gdyby nie postać Józefa Adama Baczewskiego. Dziś nazwalibyśmy go po prostu sprawnym marketingowcem, na tamte czasy był jednak kimś więcej, Wizjonerem, człowiekiem który wyniósł markę na wyżyny i zapewnił lata dobrej prosperity. Gdy w roku 1856 został właścicielem wytwórni, Baczewska była już uznaną firmą, nagradzaną i cenioną przez cesarskie władze. Kto pomyślał, że może być jeszcze lepiej ? Właśnie Józef Baczewski. Wprowadzając do firmy nowe technologie i rewolucyjne rozwiązanie, rozwijał je wspierając się niespotykanymi wtedy zabiegami reklamowymi. Zwykłą butelkę zastąpiły wymyślne, kolorowe karafki, ciekawe etykiety i chwytliwe hasła reklamowe. W erze reklamy XXI wieku brzmi to jak banał, na tamte czasy było tożsame ze słowem sukces.
Sukces, którego owoce smakowali konsumenci z Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Wielkie tryumfy Baczewska święciła po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Marka sterowana przez potomków J.A.Baczewskiego podbijała rynki Ameryki Południowej czy Australii.

Pozostałości fabryki na lwowskim Zniesieniu / Zdjęcie TPL!


Okres świetności zakończył się jednak wraz z wybuchem II wojny światowej. Bomby Luftwaffe i karabiny sowietów zniszczyły to co budowała przez lata rodzina. Część z rodziny Baczewskich zginęła, część wyemigrowała, stopniowo reaktywując na Zachodzie dzieło przodków. Dziś o Baczewskiej przypominają wspomnienia lwowiaków, liczne licytacje karafek, folderów reklamowych na portalach aukcyjnych i wspomniany na początku powrót Baczewskiej do Polski ( choć nie do Lwowa ). A we Lwowie, no cóż...można obejrzeć smutne pozostałości dawnego wódczanego imperium.

Pozostałości fabryki odbijające się w ruderze po drugiej stronie ulicy / Zdjęcie TPL!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz